poniedziałek, 2 stycznia 2017

1653/ W szarościach...

Kochani, przychodzę z obiecanym albumem,
niemal spod kołderki :p
Przespawszy parę godzin po południu, nie sądzę, by było lepiej.
Nie jest jednak gorzej. 
Mam nadzieję, w ciągu kolejnych 2-3 dni, pozbyć się choróbska.
Taką mam nadzieję :/ 
Ale by nie zamęczać Was chorobami, przechodzę do zdjęć.


Ten album ma swoją historię. 
Kiedy już go skończyłam i zabrałam się do fotografowania, 
moją uwagę zwrócił grzbiet; masakra jakaś- pomyślałam. 
Co zrobiłam?... 
Delikatnie, strona po stronie, zaczęłam je odklejać od grzbietu, 
tak, by nie uszkodzić ani skrawka żadnej z nich. 
Liczyłam się jednak z tym, że może się nie udać. 
Pomyślałam- szlag! rutyna!
Ale z każdą odklejoną stroną byłam coraz bardziej pewna, że się uda.
I jest, nawet nie widać po nim, że jest taki umęczony ;)
I pewnie za kilka albumów zapomnę, który to był ;)  




 Serdecznie pozdrawiam :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Za wszelkie komentarze serdecznie dziękuję- szczególnie za te z cennymi uwagami... :) Dziękuję za Waszą obecność, za życzliwość i przyjaźń, która się rodzi z małych gestów- każdy bowiem z Was jest dla mnie wyjątkowy i cenny, który "kładzie" ślad na to, co robię, a co za tym idzie- na moją historię... :) Rozgość się zatem, miły gościu na moim blogu i zostań tu na dłużej :)

3156/ Z potrzeby...

  Potrzebowałam szorstkiego wałeczka do rozmasowywania bolącego bicepsa, a ponieważ nie chciało mi się wędrować do sklepu medycznego, postan...