Pewnego dnia... Pewnej chwili... Wczoraj... W drodze do przychodni mijam żywopłot, który już od kilku dni kiełkuje. Dziś, mając przy sobie aparat porobiłam zdjęcia. Słabo widać, bowiem żywopłot mocno przerzedzony, ale robiłam, co mogłam... Jest to niewątpliwie jedna z możliwości zachwytu, jakim obdarowuje natura. Nasz świat bowiem jest zachwycającym pejzażem, nieograniczonym w swej szczodrości, którego nie potrafimy dostatecznie podziwiać, ani przyglądać się wnikliwie w jego nieprzebrane cuda; zadziwiające skarby natury.
.JPG)
.JPG)
.JPG)
.JPG)
W poszukiwaniu jednej rzeczy, o której wiem, że na pewno jest, że
ani nie wydałam, ani tym bardziej nie wyrzuciłam; jednej malutkiej
rzeczy... I choć nie natrafiłam dzisiaj na nią, poszukiwania przerwałam.
Powodem było inne znalezisko, a właściwie trzy, mające po kilka i
kilkanaście lat. Wszystkie wywołały wspomnienia chwil, w których
powstawały, czy w której zostałam nimi obdarowana przez swoje, dziś już dorosłe, dzieci. Są to jabłuszka- syna i córki... Na jaką okoliczność robił syn swoje jabłuszko, już nie pamiętam...
Córka robiła swoje sześć lat później, jako zaproszenie na Dzień Matki...
Będzie z nich album- posłużą za okładkę <3
I późniejsza "laurka" córki, narysowana przez Nią spontanicznie, ot tak, chyba by się nie nudzić,
albo właśnie z nudów, i podarowana bez żadnej okazji.
Wywołała wzruszenie serca... Nie mogłam nie oprawić <3
Córko, pamiętasz?
Wasza Jadwiga
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Za wszelkie komentarze serdecznie dziękuję- szczególnie za te z cennymi uwagami... :) Dziękuję za Waszą obecność, za życzliwość i przyjaźń, która się rodzi z małych gestów- każdy bowiem z Was jest dla mnie wyjątkowy i cenny, który "kładzie" ślad na to, co robię, a co za tym idzie- na moją historię... :) Rozgość się zatem, miły gościu na moim blogu i zostań tu na dłużej :)