sobota, 11 września 2021

2609/ Przedjesiennie...

 Kto mnie zna, ten wie, że uwielbiam polować na poranki i zachody słońca. Od paru dni mam więcej możliwości obserwacji zachodów, bowiem przeniosłam się z małego do dużego pokoju, z dużym oknem, pod które postawiłam stół i... nawet nie wstając z krzesła, natura podsuwa mi zachwycające widoki. Nie znaczy to też, że pozbawiłam się uczestnictwa w porannych spektaklach. I tak, parę fotek z owych z dwu dni.. Poranki przemglone pachnące, nocną jeszcze, rosą. Zachody bezchmurne, krwiste zapowiadające zmianę pogody, tudzież słoneczną. I księżyc sierpem mieniący, uciekający za horyzont jeszcze przed nastaniem nocy.





Po takim poranku dzień był iście letni, a zachód spektakularny.






Kolejny poranek z oparami niesionymi z nurtem Wisły. Na żywo wygląda to tak, jakby ktoś rzeką spławiał kłęby waty.



Przyłapany na gorącym uczynku, zanim zdążył uciec za horyzont.



Te kilka fotek krwistego zachodu, udostępniając w sieci, "oprawiłam" komentarzem: "Ono jeszcze tu jest i rozpala chmury" i jakbym wykrakała... o czym na ostatnich zdjęciach.





Kolejnego wieczoru postanowiłam wcześniej uchwycić księżyc, a właściwie, jego cząstkę/ sierp.





A w tym wszystkim jakieś nieszczęście 😥 którego widoczną oznaką czarny dym pędzący po wieczornym niebie. 😧



2 komentarze:

Za wszelkie komentarze serdecznie dziękuję- szczególnie za te z cennymi uwagami... :) Dziękuję za Waszą obecność, za życzliwość i przyjaźń, która się rodzi z małych gestów- każdy bowiem z Was jest dla mnie wyjątkowy i cenny, który "kładzie" ślad na to, co robię, a co za tym idzie- na moją historię... :) Rozgość się zatem, miły gościu na moim blogu i zostań tu na dłużej :)

3190/ Spacer z przyjacielem...

  W sobotnie wczesne popołudnie przyszedł do mnie w służbę piesek sąsiadów na kilka godzin. Oczywiście spacer z nim był obowiązkowy. Udaliśm...