Parę kadrów więcej, lub mniej znaczących z międzyświątecznej codzienności...
W moim, niemal 70-letnim życiu, po raz pierwszy "odważyłam" się upiec pierniczki i niewątpliwie, nie ostatni, bowiem nieskromnie mówiąc, wyszły mi wyśmienite. Dodam, że przepis zakłada, by nie musiały leżakować tygodniami, by nadawały się do konsumpcji.
Dla chętnych upieczenia owych pierniczków zapodaję przepis...
By tradycji stała się zadość makowce też muszą być- z przepisu wychodzą mi trzy, w wybornym smaku, rolady, z których dwie zawszy idą w świat...
Rzadko kiedy zarzucam moją cappuccino z piankami, ale przy takiej okazji, gdy wnuki częstują, to jak najbardziej, sama bowiem dobrowolnie nie kupuję ich...
Moje tegoroczne drzewko...
I Reniferek z dalekiej północy (no, może nieco bliższej), zafundował takie małe co nieco, robiąc mi tym samym, nieopisaną radość...
A na balkonie tętni ptasim życiem...
Jadwiga
Te wypieki pachną aż tutaj:)
OdpowiedzUsuńTulam<3