Być może co niektórzy będą znudzeni moim opowiadaniem... Być może inni znajdą w nim odrobinę własnej historii...A może znajdzie się ktoś, komu będzie bliską moja historia... Najpierw było niby- beztroskie życie... Niby- bowiem było nijakie- pozbawione sensu- takie z dnia na dzień i... podporządkowane... (rodzicom)... Wydawało się, że wszystko jest ok. Dni płyną bez trosk i niepowodzeń- jeden za drugim- wszystkie podobne do siebie- żadnych upadków, ale też i żadnych wzlotów. Ot, szara codzienność. I było ok.- leniwie... monochromatycznie... bezsensownie i... po omacku, ale ok. Niezobowiązująco w każdym calu... Niezobowiązująco bo... bez Boga :( Bez Chrztu :( Bez Komunii :( Bez Bierzmowanie :( W totalnej ciemności :( Po omacku :( Momentami tylko czegoś brakowało, gdy w ciemności napotykałam na przeszkody nie do przebrnięcia, gdy w labiryncie zdarzeń codziennych gubiłam się, gdy gubiłam drogę, którą obrałam sobie za cel podróży, gdy przychodziły po kolei troski i niepowodzenia... Aż nadszedł TEN DZIEŃ!!!... Pamiętny!!! Takich dni się nie zapomina! Wpisują się bowiem głęboko w serce i pamięć. Dzień, który "przeszedł sam siebie"... "Dostarczył" mi "wyrok"... "Dostarczył" mi poleconym wyniki histopatologiczne: RAK! Niemalże ostatnie stadium- zdaje się krzyczeć z wypisu czerwonym drukiem.!... Panika!... Co teraz!?... Dzieci mnie potrzebują- uczą się jeszcze! I mąż też kocha... I myśli uporczywe: "Boże! I Ty dopuszczasz takie nieszczęście!? Ty!... Miłosierny przecież!... I już myśl o Bogu przylgnęła do mnie- że jest Ktoś, kto ma władzę nad wszystkim... Przylgnęła do mnie na następne lata- na co dzień :) Często bowiem przywoływałam Jego Imię aż... zapragnęłam Go! Dziś już wiem, że poprzez te doświadczenia (człowiek tak nazywa), ...przez ból, cierpienie, troski i strach, to Bóg dobijał się do serca mojego. Bóg bowiem upomina się o każdego człowieka- nawet jeśli ów nie ma Sakramentów Świętych. Tak właśnie było ze mną :/ Potem był wolontariat... Poznałam jego "tajniki" i zbawczą w moim życiu rolę. Jako wolontariuszka w hospicjum zaczęłam dostrzegać wszystko to, co do tej pory było dla mnie obojętne. Zaczęłam dostrzegać te niezwykle chwile, które nie miały już nic wspólnego z dotychczasowymi. Zaczęłam dostrzegać ważność każdej z nich... Zaczęłam dostrzegać też ludzi., Tak- ludzi! Do tamtej pory nie przywiązywałam zbytniej uwagi do ludzi, do ich obecności, czy nieobecności- nie mieli dla mnie większego znaczenia... I właśnie wtedy zrozumiałam jak wielkim błogosławieństwem jest dla mnie drugi człowiek! Czy aż pięćdziesięciu lat było potrzeba bym to zrozumiała i odkryła, że każdego z nich Bóg postawił na mojej drodze, z misją, by wlali w serce moje miłość, cierpliwość, życzliwość... Dziś już wiem, że poprzez nich dobierał się do mojego zatwardziałego serca. Pięć lat "walczył" ze mną- poniżał, upokażał, powalał na kolana i podnosił z upadku, nakładał na ramiona troski, strach, ból i łzy... ale zawsze czułam Jego miłosierdzie... Przeprowadził przez pustynię serca na brzeg Jordanu, by udzielić chrztu... Na Górze Tabor ukazał mi się w oślepiającym blasku.. i zesłał Ducha Świętego... Zdjął z oczu moich obraz Kościoła, jaki nosiłam w sercu od dziecka- zdewociały, święty, niedostępny dla takich takich jak ja... Ukazał obraz prawdziwy- z takimi właśnie jak ja- grzesznikami, wątpiącymi, upadającymi pod ciężarem własnych niepowodzeń... Prawdziwy Kościół, do którego mnie wprowadził- Dom, do którego pragnie się powracać... Ludzi, którzy jak ja są pogubieni, mają połamane życie, przesiąknięci zwątpieniem... Dał Eucharystię, która w cudowny sposób uzdrawia... Eucharystię, w której jest obecny "na wyciągnięcie ręki"... Dał Siebie... na zawsze...
środa, 19 czerwca 2013
7 komentarzy:
Za wszelkie komentarze serdecznie dziękuję- szczególnie za te z cennymi uwagami... :) Dziękuję za Waszą obecność, za życzliwość i przyjaźń, która się rodzi z małych gestów- każdy bowiem z Was jest dla mnie wyjątkowy i cenny, który "kładzie" ślad na to, co robię, a co za tym idzie- na moją historię... :) Rozgość się zatem, miły gościu na moim blogu i zostań tu na dłużej :)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
3185/ Bydgoszcz przedświątecznie...
Moje miasto, prawdopodobnie jak każde inne na świecie, stroi się w szaty świąteczne. Dzisiaj kilka zdjęć z chwilowego pobytu na Starówce. ...
Bardzo Ci dziękuję za wizytę u mnie! Bardzo się cieszę, że trafiłaś na mój blog, bo tym amym, ja mogłam trafic do Ciebie, a ztego co zdązyłam przeczytać o Tobie na Twoim blogu, wiem, że jesteś Osobą Wyjątkową:-)Rozgoszczę sę u Ciebie, jeśli pozwolisz:-) Uściski:-)
OdpowiedzUsuńPiękny post i tak bardzo prawdziwy... Życzę Tobie, sobie, Wam wszystkim dużo sił w codziennych zmaganiach. Pozdrawiam serdecznie :-)
OdpowiedzUsuńBardzo piękny post :)
OdpowiedzUsuńKochana Jadziu. Trzeba dużo odwagi żeby tak się otworzyć i pisać o swoich najskrytszych przeżyciach. Bardzo mnie wzruszył Twój post. Podobno w życiu nic nie dzieje się przypadkiem. Kto wie? Podziwiam Cię, że znalazłaś w sobie tyle siły i nową drogę, która napełnia Cię nadzieją. Życzę Ci wytrwałości, optymizmu, dużo zdrowia i bliskich Ci ludzi zawsze tuż obok, żeby mogli Cię wspierać i bezinteresownie kochać za to jaką jesteś wspaniałą osobą. Pozdrawiam cieplutko.
OdpowiedzUsuńPięknie i cudownie opisałaś to, co dzieje się w życiu na prawdę, a czego ludzie często nie dostrzegają albo po prostu nie chcą widzieć. I czasem muszą zostać mocno doświadczeni, żeby uwierzyć. Ale właśnie to jest piękne, że On zawsze na nas czeka i wierz mi warto Mu zawierzyć. Ja swój los oddałam w Jego ręce prawie 30 lat, również walcząc z tą chorobą. Pomógł mi wtedy i pomaga do dziś...
OdpowiedzUsuńWszystkiego dobrego Ci życzę z całego serca :)
Ja także cię podziwaiam że o tym napisałaś,trzeba odwagi, w zyciu doświadczyłam już kilkakrotnie będąc w różnych sytuacjach zyciowych opiekę nademną i moją rodziną.Mocno w nią wierzę i myslę że nad toba tez czuwa.Zyczę ci WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO.Ja nie umiem pięknie pisac i dużo wolę krótko i tresciwie,pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJadziu, oto Twoja osobista refleksja na temat życia, ludzi, Boga i Ciebie samej. Jakże bogata w odczucia, prawdziwa, bez cukierkowych sformułowań, ot po prostu wyjęta z serca, wnętrza - myśl zrodzona z całej tej otoczki zdarzeń, doświadczeń, która wokół Ciebie przez te wszystkie lata narosła. A oto moja refleksjają - jak ubogo się znamy, jak bardzo powierzchownie na siebie czasami spoglądamy. Szkoda, że tak jest! (odnoszę się tu do ogółu). Dlaczego trzeba aż tyle słów, tyle czasu, tyle czynów, tyle obnażania swych intymnych myśli, by poznać Drugiego. Ludzie milczą i nie pozwalają się poznać, dotknąć. Mijamy się wtedy obcy, nieodgadnieni, i wciąż samotni. Kiedy piszesz, jesteś prawdziwa, bo ukazujesz innym to, co drzemie w Tobie, tam głęboko na dnie samej Ciebie. Nie boisz się, nie wstydzisz przyznać do swoich słabości, zachwytów, szarej codzienności i piękna, które nierzadko w sobie i innych odkrywasz. To fantastyczne i wiesz, że jestem fanką Twych "złotych myśli". Niech płyną ...Pozdrawiam, A.
OdpowiedzUsuń