piątek, 14 lutego 2014

773/ Mój pierwszy raz i Walentynka :) ...

Może ktoś nie uwierzy, ale po raz pierwszy w życiu piekłam prawdziwe pączki, nie biorąc pod uwagę takich "leniwych". Miałam mocne obawy, co do ich jakości, a tu miłe zaskoczenie- wyszły nie dość podobne do pączków, to jeszcze smaczne ;) W takim razie Tłusty Czwartek mógłby być już dzisiaj ;) ;) ;) Ale się narobiło, co?... Poza tym, jeśli już wspomniałam o Walentynkach, to muszę powiedzieć, że za mojej młodości nie było takowego święta, a i bez niego potrafiliśmy wyznawać sobie miłość i obdarowywać się drobnostkami. Walentynki wprowadzono chyba dlatego, by podtrzymać w ludziach to piękne uczucie :) Jeśli już ono jest to dzisiaj stałam się posiadaczką kilku "Walentynek"; Pięknych papierków, które zamówiłam sobie u Alicji a do nich cudowne butony <3 <3 <3 Alicja dodatkowo obdarzyła małym drobiazgiem- zdjęcie zaczerpnęłam z Alicji sklepu, bowiem wykrojnik zostawiłam u sisters- Ani Marii Sali, gdyż wiele rzeczy mamy wspólnych i wspólnie kupujemy, toteż wszelkie gratisy czy miłe dodatki uważam dzielić się- a tu gratisem był wykrojniczek balonik- serduszko, oraz ozdobne paski papierów ;) Papiery przecudne, aż żal będzie je pokroić :p


 ...do tych papierków Alicja dołożyła gratisowo sporo pasków papierów, ale zdjęć już im nie robiłam...Sporym też i miłym zaskoczeniem było, gdy w domu rozpakowywałam zakupy znajdując wśród nich ten śliczny, przesympatyczny wykrojnik :)

Wykrojnik Marianne Design PP1401

Po powrocie od Alicji- co dziś niestety zajęło mi ponad dwie godziny- zabrałyśmy się z sąsiadką, a przyjaciółką za pączki. To mój pierwszy raz jak i sąsiadki, prócz tego "łatwego" drobiazgu, jaki od czasu do czasu piekłyśmy. Dzisiejsze to najprawdziwsze pączki, ku naszemu niewyobrażalnemu zadowoleniu, mogą konkurować z lepszymi cukiernikami- nie dość, że mają profesjonalny wygląd, to do tego wyszły przepyszne, według swojskiego przepisu dyktowanego przez telefon przez znajomą, która piecze je od lat, a do tego "na oko"...
Oto przepis telefoniczny :)
1 kg mąki (ja ją przesiewam do wszystkiego)
9 żółtek (na białka też mam przepis, którym pochwalę się, jak zrobię)
10 dag drożdży
0,5 szklanki cukru
0,5 kostki masła
0,5 litra mleka
szczypta soli
powidła różane, albo marmolada, byleby twarde

Z drożdży i odrobiny cukru i mleka robię rozczyn i odstawiam do "wyrośnięcia"
masło i resztę cukru rozpuszczam w dobrze ciepłym mleku
do dużej miski przesiewam mąkę, dodaję rozpuszczone masło, wyrośnięte drożdże i wyrabiam ciasto tak długo, aż się będzie odrywać od dłoni (po prostu "policzkuję" je mocno)
Ciasto przykrywam ściereczką i odstawiam do wyrośnięcia, aż podwoi swoją objętość
Rozwałkowuję kawałkami na grubość ok 2 cm. i wycinam szklanką- na jeden krążek nakładam powidła, drugim przykrywam i łączę brzegi, odkładam do wyrośnięcia (zresztą zanim zrobię wszystkie to zdążą wyrosnąć) Wrzucam na dobrze rozgrzany olej (1 litr) z dodatkiem pół kostki smalcu ;)
Z kilograma mąki wyszło ok. 80 sztuk pączków, ale zanim zorientowałam się, że nie policzyłyśmy, zdążyłyśmy je rozdać tu i ówdzie ;) Na zdjęciu tylko dwa talerze pączusiów, trzy półmiski pączusiów u przyjaciółki zostały, z dwóch talerzy "zgarnęłam" i zawiozłam synowi i synowej z nadzieją, że zasmakują Im :)


...a w zamian za pączki przywiozłam filiżankę aromatycznej kawy latte 
z dużą pianką i kawałkami czekolady


...przy której tworzę tego posta :)

Pozdrawiam Kochani, całuję mocno i do serca przytulam w ten szczególny dzień <3
Jadwiga

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Za wszelkie komentarze serdecznie dziękuję- szczególnie za te z cennymi uwagami... :) Dziękuję za Waszą obecność, za życzliwość i przyjaźń, która się rodzi z małych gestów- każdy bowiem z Was jest dla mnie wyjątkowy i cenny, który "kładzie" ślad na to, co robię, a co za tym idzie- na moją historię... :) Rozgość się zatem, miły gościu na moim blogu i zostań tu na dłużej :)

3161/ Jesień w Ogrodzie Botanicznym...

To jeden z wielu dni, kiedy poranki otulone są gęstą mgłą. Uwielbiam taką jesień; jawi się jako dojrzała, dostojna. Takie dni wzbudzają we m...